|

  
Ocena:  |
|
|
Where the Sour Turns To Sweet In the Beginning Fireside Song
The Serpent Am I Very Wrong? In The Wilderness
The Conqueror In Hiding One Day Window In Limbo
Silent Sun A Place To Call My Own
|
|
The Silent Sun That's Me A Winter's Tale One Eyed Hound Image Blown Out She's So Beautiful Patricia Try A Little Sadness
|
|
MUZYCY:
Tony Banks keyboards, vocals, guitars
Peter Gabriel lead vocal, flute, bass drum
Mike Rutherford bass guitar, guitars, vocals
Anthony Phillips guitars, vocals
John Silver drums
Dave Thomas backing vocals | | |
 |
GENESIS |
|
From Genesis To Revelation | 1969 |
Ktoś zapytał mnie kiedyś dlaczego tak nisko oceniam debiutancki album Genesis. Odpowiedziałem mu, że właściwie nie bardzo wiem jak go oceniać. Z jednej strony jeśli porównamy go do debiutu innych art-rockowych zespołów to pierwsza płyta Genesis brzmi przy nich znacznie gorzej. Z drugiej jednak strony inne zespoły w odróżnieniu od Genesis miały pełną swobodę w tworzeniu muzyki, nikt także nie próbował "ulepszać" ich nagrań tak jak w tym przypadku uczynił to Jonathan King.
Przypomnijmy sobie jak do tego doszło. Po nagraniu wielu taśm demo i wydaniu dwóch singli, które nie osiągnęły żadnej popularności, Jonathan King stwierdził, że być może ich muzyka bardziej nadaje się na płytę długogrającą. Wymyślił także, że będzie to album koncepcyjny opowiadający historię świata prostymi kompozycjami w ówczesnym stylu pop. Jak można się domyślić połączenie tych dwóch składników z brakiem doświadczenia zespołu nie mogło dać żadnych pozytywnych efektów. To jednak jeszcze nie wszystko.
King dawał zespołowi wiele wskazówek jak mają komponować, chciał żeby grali miękko i bardziej akustycznie, głównie, jak twierdził dlatego, że nikt tak wtedy nie grał, a poza tym było to tańsze rozwiązanie. Stwierdził także, że gitary akustyczne bardzo pasują do stylu grupy. Nie można odmówić mu racji, ponieważ Phillips rzeczywiście umie chwycić za serce grając delikatnie na gitarze akustycznej, co słychać na następnej płycie grupy, czy w znacznie większym stopniu na jego solowych płytach.
Jak wiadomo, przed nagraniami nastąpiła wymiana perkusistów, na miejsce Chrisa Stewarta przyszedł John Silver. W tym czasie King wynalazł też nazwę dla zespołu - Genesis, ponieważ miał to być początek wielkiej kariery Jonathana jako producenta. Od razu wyszło na jaw, że w Stanach Zjednoczonych istnieje już zespół o tej nazwie, więc pierwsza płyta naszego zespołu nie miała na okładce nazwy grupy. Dzięki okładce i swemu tytułowi album podobno lądował w sklepach na półkach z muzyką religijną...
Próby przed nagraniami trwały około dwóch tygodni, nagrania odbyły się natomiast 4 Września 1968 roku w studiu Regent B. Nie wszystko szło po myśli zespołu, King narzucał wiele własnych pomysłów, wyrzucał wiele fragmentów z ich kompozycji. Członkowie zespołu godzili się na to wszystko, ponieważ byli młodzi, łatwo ulegali wpływom, a King był szefem.
Mike Rutherford, który podobno ledwo umiał wtedy grać, pożyczył od kogoś uszkodzoną gitarę basową i musiał uciekać się do pewnych sztuczek aby nie fałszować. Peter Gabriel miał straszne problemy z zaśpiewaniem "In The Wilderness", ponieważ musiał śpiewać bardzo wysoko, podobno podchodził do tego utworu około 30 razy, biorąc prysznic po każdym refrenie! Również David Thomas, który był wcześniej członkiem grupy The Spoken Word, brał udział w nagraniach śpiewając w chórkach.
Arthur Greenslade znów zajął się aranżacją smyczków i sekcji dętej, a obróbką nagrań zajął się Jonathan King. Niestety będąc słabym producentem i jeszcze gorszym mikserem zepsuł wiele piosenek. Przede wszystkim zbyt głośno pozostawił smyczki, dodatkowo zespół grał i śpiewał w jednym kanale, a bardzo proste smyczki i trąbki grały w drugim, w wielu wypadkach w tym drugim kanale jest po prostu cicho, co brzmi naprawdę amatorsko, a niektóre piosenki brzmią po prostu jak dema! Niektórym to rozłożenie jednak odpowiada, bowiem mogą wyciszyć ten drugi kanał i słyszeć sam zespół :-)
Muzyka na płycie jest czymś w rodzaju mieszanki, w której sporo jest Stones'ów, słychać też The Moody Blues, troszkę Beatles'ów i oczywiście troszeczkę The Beegees. Jedynym czynnikiem, którego tu brakuje jest Genesis, chociaż od razu widać, że zespół potrafi wynajdywać ciekawe melodie. Nasuwa się refleksja, że gdyby chłopcy z zespołu poczekali jeszcze rok, uwolnili się spod wpływu tych wielkich grup, wydaliby naprawdę ciekawy debiut. Nie zapominajmy jednak o Kingu, on zapewne robił wszystko żeby płyta była hitem, czyli czymś podobnym do płyt popularnych w tym okresie wykonawców.
Znajdziemy tu kilka kompozycji słabych i mało oryginalnych takich jak "Where The Sour Turns To Sweet", "Fireside Song", "Am I Very Wrong?", "Window", "Silent Sun" czy "A Place To Call My Own". Znajdziemy kilka, które być może byłyby ciekawe gdyby King i Greenslade byli kompetentni i nie próbowali na siłę "poprawiać" czegoś co nie było zepsute, są to przebojowy "In The Wilderness" (który uważany jest przez Tony'ego Banksa za zdecydowanie najlepszy na płycie), "One Day" oraz "In Hiding" wcześniej znany jako Patricia, którego możemy posłuchać na Genesis Archive #1 1967-75, tam pięknie zamyka czwarty krążek i jest znacznie ciekawszy jako utwór instrumentalny. Tutaj dołożono słowa i niestety smyczki, które mogłyby ładnie uzupełniać tę kompozycje, ale niestety zabrali się za to nieodpowiedni ludzie. W końcu możemy znaleźć także dobre kompozycje takie jak "In The Beginning", "The Serpent", kompozycja trochę nieoryginalna, która wcześniej znalazła się na pierwszej taśmie demo i nazywała się "She Is Beautiful", "The Conqueror" oraz "In Limbo", w których wszystko jest w miarę dobrze zmiksowane, i w których jest trochę więcej agresji. King nie umiał ich widocznie zepsuć, w niektórych z nich pozwolił nawet Phillipsowi trochę poszaleć elektrycznie, co jest dość rzadkim przypadkiem na From Genesis To Revelation.
Należy zaznaczyć, że jak przystało na album koncepcyjny utwory "usiłują" być ze sobą połączone, ale niestety miejscami brzmi to strasznie nieudolnie, a miejscami łączniki są ciekawsze niż same utwory. Jeden z łączników brzmi nawet znajomo, tak to 40 sekundowy fragment "Twilight Alehouse!" Wspaniały utwór, który ukaże się niestety jedynie na singlu dopiero w 1973 roku.
Płytę wydano w marcu 1969 roku, jak wiadomo prawie nikt się nią nie zainteresował, sprzedano najwyżej 750 egzemplarzy. W czerwcu tego roku wydano też singel na którym znalazły się kompozycje "Where The Sour Turns To Sweet" i "In Hiding". Mówi się, że King po wypełnieniu jednorocznego kontraktu stracił zainteresowanie i pozostawił zespół własnemu losowi. Mike Rutherford w jednym z wywiadów twierdzi, że to oni pozbyli się Kinga okłamując go, że się rozchodzą i kiedy byli wolni, po miesiącu zeszli się z powrotem. Historia tej płyty nie kończy się bynajmniej w 1969 roku. Otóż King, który ma prawa do nagrań, dorabia sobie wydając raz na kilka lat reedycję płyty w różnych wersjach (nawet dwupłytowej) i w różnych wytwórniach doprowadzając tym fanów zbieraczy do białej gorączki. O ile wiem nigdy nie próbował nawet remasterować nagrań!
Podsumowując, płyta nie byłaby zła gdyby King pozwolił zespołowi na większą swobodę, gdyby przynajmniej nie wtrącał się do kompozycji, nie narzucał swoich pomysłów i nie odrzucił wielu fragmentów, czy też całych piosenek (to początek tradycji, w której niekiedy lepsze kompozycje znajdują się na stronach B singli) i gdyby w końcu dał spokój tym okropnym smyczkom mielibyśmy znacznie ciekawszą płytę. | |