|

  
Ocena:  |
|
|
Sussudio That's All Invisible Touch Hold On My Heart Chips & Salsa I Don't Care Anymore Milestones Against All Odds Pick Up The Pieces The Los Endos Suite
|
|
Phil Collins: drums
George Duke: piano
Doug Richeson: bass
Luis Conte: percussion
Daryl Stuermer: guitar
Brad Cole: keyboards, piano
Gerald Albright: alto saxophone
BRASS SECTION:
Mark Bettcher, Chris Collins, Ian Nevins, Larry Panella, Matt James, Alan Hood, Harry Kim, James Carter, Daniel Fornero, Antonio Garcia, Arturo Velasco | | |
 |
THE PHIL COLLINS BIG BAND |
|
A Hot Night In Paris | 1999 |
Stało się. Phil Collins założył sobie big band. Nie należy tego jednak traktować jako wybryku rozkapryszonej gwiazdy, której tylko big bandu do szczęścia brakuje. Dla Collinsa jest to realizacja marzenia sprzed ponad trzydziestu lat. Przynajmniej tak sam twierdzi. Zafascynował się tego rodzaju muzyką i postanowił, że założy podobny zespół, gdy po raz pierwszy usłyszał Buddy Rich Swinging New Big Band w 1966 roku. I tak też zrobił w 1996 roku, kiedy to z Quincy Jonesem i Tonym Benettem wyruszył w trasę po Europie.
Ponownie zebrał zespół w 1998 roku i z tej trasy koncertowej po Europie i Stanach Zjednoczonych pochodzi "A Hot Night In Paris". O swojej pracy z big bandem wypowiada się w niezwykle euforycznych słowach - byłem w niebie; wróciłem, tam gdzie moje miejsce - za bębny. I trzeba przyznać, że ten entuzjazm słychać w tej muzyce. Panowie grają, wkładając w to wiele serca. Nic dziwnego. Collins zaprosił przecież do współpracy samych znakomitych muzyków, którzy zajęli się przede wszystkim interpretacją utworów samego lidera i Genesis.
Philowi udało się chyba odnaleźć przepis na doskonały big band - weź dobrych muzyków, kilka znanych utworów, posłuchaj wcześniej Buddy'ego Richa i Sonny'ego Payne'a - to się nie może nie udać. I tak się stało. Płyty słucha się znakomicie, jest lekka, radosna, świeża. I jeszcze jedno - Collins nie stara się zdominować orkiestry, wybić się na pierwszy plan, popisywać solówkami. Jedyne solo na perkusji zagrał nie on, a Luis Conte. On raczej pozostaje w cieniu i chyba zwyczajnie cieszy się, że może uczestniczyć w takim przedsięwzięciu. Warto posłuchać.
Tak więc: Ladies and gentlemen, Phil Collins behind the drums!
Dorota Maciocha, TYLKO ROCK - Nr 96, Sierpień 1999 | |