Cześć
Ta recenzja z Rzeczypospolitej istotnie przekolorowana
Byłem już o 15. 7,5 h w deszczu. Legitymacja uniwersytecka, książka z biblioteki itd zniszczone

Ale czuję się usprawiedliwiony
Była w sumie miła atmosfera podczas oczekiwania na koncert przed wejściem. Po wejściu byłoby też miło, gdyby nie pewne, nie za liczne jednak, osoby, które się wpychały, tudzież ludzie, którzy uważali, że można, będąc stać w pierwszych rzędach z parasolem (nie uważam, że powinni moknąć, ale skoro chcieli okrywać się parasolem, to powinni byli stanąć z tyłu).
Stałem z przodu, ale pod koniec przeniosłem się do tyłu, by zobaczyć, jak stamtąd wygląda scena - i to chyba było lepsze miejsce.
Collins był oczywiście rewelacyjny.
Nie będę się jednak zachwycać nad grą. Zagrali porządnie, było fajnie, niekiedy wspaniale, ale tylko niekiedy. Osobiście uważam, że najciekawiej zagrali Carpet Crawlers, ale najszczęścliwszy byłem pod koniec In The Cage, kiedy były fragmenty z innych utworów. Ripples brzmiało dobrze, Hold On My Heart, Land of Confusion... Los Endos było jednym z lepszych elementów występu. Wspaniała perkusja, ale nie podoba mi się to, jak Stuermer gra. Dobry wybór utworów - coś dla każdego. Zaskoczyli mnie zakończeniem. Myślałem, że kończą grając drum duet - nie. Los Endos - nie. Ha.
Macie śliczne zdjęcia. Mój pożyczony na tę okazję aparat okazał się mieć nienaładowane baterie (co za niedopatrzenie), co uniemożliwiło mi zrobienie wielu, a po drugie, nie chciałem doprowadzić do przerwania koncertu rażeniem Genesis z bliska lampą błyskową, więc moje zdjęcia są trochę rozmazane. Nic wartego uwagi, niestety, ale zawsze jakaś pamiątka
