20.06.2008r.-patrzę na zegarek-19.37-dokładnie rok temu czekałem ze swoim przyjacielem na pociąg do Katowic. Pare dobrych godzin jazdy-opowieści o duchach(rodem z Home by the sea), rozśpiewywanie przedziału sztuką Genesis. Ani jedna minuta snu-czeka nas tak dużo za parę godzin. Nie można spać. Trzeba obserwować. Trzeba wyczekiwać. Przygotowywać się... sekretnie zaglądam do reklamówki z białą koszulką, na której widnieje pełen blasku i chwały napis- Genesis... o 4 świta-dzień dobry Katowice! do mpk kilka minut, mały spacer. Przed 5 jesteśmy już w Chorzowie pod stadionem. To więc tu za kilka godzin na scenę wejdą ludzie, których podziwiam od lat? Nie inaczej... każdy z elementów-strojenie instrumentów, schowany plakat Genesis na obskurnym słupie ogłoszeniowym, plakaciki Genesis za szybami TIRow. Tak, tak-to była magia. Kilka godzin upału i poznanie Stadionu od każdej strony. Obiad itp. Żar z nieba leje się niesamowity, prawie jak sam ogień. Kto by powiedział, że w ciągu 2.5 h pokocham deszcz bardziej niż to piękne, wakacyjne słońce? Otóż 3 osoby-Mike, Tony i Phil. Koncert Genesis-rok po nim siedziałem w tej samej koszulce, oglądałem hand-made album z tej przygody, słuchałęm Live over... więc takie to uczucie spełnić swoje marzenie w każdym, głębokim szczególe? Oczywiście, że tak

. Nie byłem tam ani rok temu, ani 3 miesiące ani tydzień. Ja tam zostałem-otwarte oko magii chłonie ten cud koncertu. A deszcz pada, przenikając ubranie jak muzyka duszę.
Pozdrawiam