| Na szczycie schodów stoją setki ludzi Biegających od drzwi do drzwi Próbują znaleźć sobie słuchaczy Ich myśli potrzebują poklasku
Bogacz stoi przed mną Biedak za mymi plecami Obaj myślą, że kontrolują sytuację, Ale żongler trzyma już inną piłeczkę.
Potrzebuję kogoś, komu bym uwierzył, komu bym zaufał Potrzebuję kogoś, komu bym uwierzył, komu bym zaufał
Zaufałbym raczej wieśniakowi, niż człowiekowi z miasta Wiele możesz wyczytać z jego oczu, tylko spójrz, Uśmiechnie się tylko dyskretnie Walka o przetrwanie jest ciężką szkołą życia Zaufałbym raczej temu, kto pracuje własnymi rękoma Popatrzy na ciebie raz i wiesz, że już rozumie. Nie musisz niczego udawać Kiedy jesteś w otwartej przestrzeni
Ale tutaj Jestem sam na sam z moim strachem Ze wszystkim co słyszę Każde drzwi przez które przeszedłem Prowadzą mnie w to samo miejsce Muszę znaleźć inną, własną drogę
Ksiądz i sztukmistrz Śpiewając wszystkie znane sobie psalmy: Wszyscy mnie wzywają Nawet uczeni szukający drukowanej prawdy
Mój ojciec stoi po lewej stronie Moja matka po prawej Tak jak wszyscy, na coś wskazują Ale nie czują się pewnie
I potrzebuję kogoś, komu bym uwierzył, komu bym zaufał Potrzebuję kogoś, komu bym uwierzył, komu bym zaufał
Zaufałbym raczej komuś, kto nie chwali się tym, co wynalazł Po co wydawać swe skarby, kiedy powraca się do domu. Gdybym nie ryzykował Nie zostałbym oszukany
Znowu w środku W pokoju o tak wielu drzwiach Nie mam się gdzie schować Oddam swoje wszystkie marzenia temu, kto mi pomoże Znaleźć właściwe drzwi, Które nie zaprowadzą mnie tu z powrotem - Zabierzcie mnie stąd
| |